niedziela, 6 listopada 2011

Pierwsze loty na Balicach

Na Balicach w trzeciej dekadzie czerwca skompletowany był już cały sprzęt do latania. Szybowce, wyciągarka i niezbędny sprzęt startowy jak tarcze sygnalizacyjne, wózki transportowe pod szybowce i płótna do wyłożenia znaków startowych. Nie zachowały się nigdzie informacje, kto dokonał na Balicach pierwszych startów za wyciągarką, ale można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że pierwsze loty na pewno na SG-38 i zapewne nie na pełną wysokość wykonał sam Borys Puzej.

Próby wypadły na pewno pozytywnie bo już 23.06.1946, w książce lotów Adama Bułata widnieje zapis o wykonaniu tego dnia 3 lotów za wyciągarką na szybowcu SG-38. W pierwszym locie odnotowana wysokość to 10 m, w drugim, 20 m, a w trzecim 40 m. Można być pewnym, że w tym czasie zaczęli takie loty także pozostali członkowie najbardziej zaawansowanej szkoleniowo grupy Sekcji, czyli Julek Bojanowski, Andrzej Abłamowicz, Waldek Pabian, Witek Starzewski i inni. Na pewno takie loty wykonali wszyscy piloci pełniący obowiązki instruktorów: Jan Jasiński, Marian Markowski, Michał Korski czy Lucjan Mazurkieicz. Czerwiec roku 1946 można przyjąć jako początek szkolenia szybowcowego na terenie płaskim w Krakowie- Balicach.

Jak bardzo zdopingowany był Borys Puzej, aby rozpocząć jak najwcześniej latanie na Balicach świadczyć może fakt, że z braku ogumienia kół wyciągarki, a były duże problemy z uzyskaniem nietypowych opon, stolarz pan Feluś z klocków dębowych odpowiednio wyprofilowanych zrobił wkłady drewniane do felg kół wyciągarki. Wkłady te zamocowane na obręczach felg metalowymi płaskownikami służyły przez dłuższy czas do przewożenia wyciągarki po lotnisku  dopóki nie zastąpiono ich prawdziwymi oponami.

W drugiej połowie lipca 1946 z Balic do Cywilnej Szkoły Pilotów i Mechaników w Ligotce Dolnej wyjechała  grupa pilotów szybowcowych Sekcji na szkolenie samolotowe. Byli to  przede wszystkim studenci Wydziału Lotniczego przy AG, Julian Bojanowski, Witold Starzewski, Adam Bułat, Kazimierz  Kemmer, Stefan Tusiewicz  Stanisław Szymulański i Andrzej Pochopień. Na kurs ten pojechali także: Waldemar Pabian, Marian Markowski i Lucjan Mazurkiewicz. Na kurs technicznej obsługi samolotu Po-2 odbywający się w tym samym czasie w CSPiM wysłani zostali Tadeusz Weidel oraz Zbigniew Furmańczyk. Wszyscy wyżej wymienieni na Balicach pojawili się dopiero we wrześniu, po zakończeniu szkolenia.

W tym czasie na Balicach latało się na szybowcach bardzo intensywnie. Pojawiła  się spora grupa wyszkolonych na Bodzowie młodych pilotów, byli wśród nich: Leszek Grubski, Stanisław Wielgus, Mieczysław Wołek, Aleksander Sewiński, Maciej Michalski, Józef Szypuła, Jan Karasiński, Zygmunt Czerwiński, Mieczyslaw Plader, Józef Mirochna, Stanisław Wronarowicz.

Wyciągarka Pfeifer w późniejszym okresie czasu, o czym świadczy telefon na wyciągarce. W kabinie: Wiejak.

Często przyjeżdżał w tym czasie na Balice Andrzej Abłamowicz, szkoliły się także panie: Barbara Wojciechowska, Anna Wierzbiańska, Irena Elgas, Ala Amirowicz oraz Barbara Michalska, siostra Maćka Michalskiego. Latał także na Esgegu Aleksander Wasylewicz, który miał po kolano amputowaną prawą nogę. Stracił ją, jak mówił w armii powstańczej marszałka Tity, ale z protezą  której używał radził sobie bardzo dobrze i był oficjalnie dopuszczany do latania.Jak na jugosłowianina mówił dobrze po polsku,z lekkim wschodnim akcentem. Zakończył jednak latanie tylko na SG-38.

Na „Dżemsie” od lewej: Czerwiński, siedzi Karasiński, nad nimi Wronarowicz, w kabinie Michalski, za kierownicą ja z tyłu Sewiński.   

Młodzież lotnicza, nazywana potocznie  przez starszyznę Sekcji "Piciuryniarze" wykonywała loty szkolne w godzinach porannych. Z chwilą wystąpienia warunków termicznych na starcie zjawiały się szybowce wyczynowe  czyli Rhon-Sperber, Olimpia lub Weihe. Latali na nich Borys Puzej, Adam Zientek, Michał Korski, Jan Jasiński. Loty były krótsze lub dłuższe, w zależności od warunków termicznych. Andrzej Abłamowicz latał sporo na Grunauce i na termice zrobił niedokończoną na Żarze kategorię "C". Rejon Balic został już w lotach  rozpoznany i niektórzy  piloci  potrafili  już określić gdzie i kiedy tworzą się ogniska termiczne, gdzie warto po starcie podlecieć, aby nawiązać kontakt z termiką. 

Rhon-Sperber startuje za wyciągarką w kierunku zachodnim w stronę Morawicy.

Ten sam Rhon-Sperber, lądujący już od strony wschodniej znad drogi Balice-Liszki.

W tamtym okresie do startów za wyciągarką wykorzystuje się tylko teren samego lądowiska, czyli 600 m na kierunku E-W. Linki na bębnie wyciągarki jest więcej, bo 700 m, ale ma ona średnicę około 7 mm i jest linką nietypową. Według Borysa ciężar tej linki w czasie startu szybowca ogranicza osiąganie  maksymalnej wysokości.Typowa linka wyciągarkowa, jakiej później używamy ma średnicę 4,5 mm i wytrzymałość na zerwanie 1350 KG. Ciągnąć na niej można ciężkie dwumiejscowe szybowce. Ciężar wyciągniętej z bębna linki wpływa bowiem na uzyskiwaną przez szybowiec wysokość. Niebagatelne znaczenie ma tez szybkość i kierunek wiatru w stosunku do linii wyciągarka – szybowiec. Lataliśmy na razie bez ściągarki, czyli dodatkowego ciężaru linki ściągarkowej.

Wysokość uzyskiwana na szybowcu szkolnym SG-38, przy starcie 600 metrowym wynosiła ok. 200-250 m. Była to wystarczająca  wysokość, aby zbudować małą rundę czterozakrętową i wylądować na miejscu startu. Grunau-Baby w tych samych warunkach uzyskiwał około 300 m. wysokości, co pozwalało już na nawiązanie kontaktu z termiką. W dwa miesiące później latalismy już na typowej cieńszej lince, a na niektórych szybowcach używany był do startu tak zwany zaczep dolny, co pozwalało na osiągnięcie w czasie startu znacznie większej wysokości. Latało się już na dłuższej lince 700-800 metrowej, co powodowało, że z wyciągarką wychodziło się poza teren lotniska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz